www.pyrkiwpodrozy.com. Wszelkie prawa zastrzeżone.
pyrkiwpodrozy.com
Podróż zaczęła się od Bostonu, gdzie Radek poleciał tydzień wcześniej służbowo. W Bostonie zwiedziliśmy między innymi Freedom Trail, Museum of Science oraz zobaczyliśmy 2 z najlepszych uniwersystetów na świecie - Harvard oraz MIT. Oprócz tego pływaliśmy kajakami po rzece Charles river i byliśmy na meczu baseballa Boston Red Socks. Mecz baseballa jest strasznie nudny, ale samo zjawisko społeczne bardzo ciekawe, warto się raz wybrać. W Metropolitan Waterworks Museum dowiedzieliśmy się o historii zaopatrywania miasta w wodę.
Pojechaliśmy też na południe, gdzie główną atrakcją była wizyta w Heritage Museums & Gardens, fajnym miejscu w wieloma atrakcjami dla dzieci - od muzeum starych samochodów, przez starodawne karuzele po zabawy w wodzie i piachu.
Byliśmy też w pobliskim Salem - mieście czarownic, gdzie są świetne murale.
W drodze do Nowego Jorku pojechaliśmy do Newport. Jest tam świetna, kilkukilometrowa trasa spacerowa wzdłuż morza. Z jednej strony są wielkie, bogate 100 letnie rezydencje, z drugiej widok na morze. Zdecydowanie godne polecenia.
Ciekawe było też Mystic Seaport Museum, w formie repliki X-IX wiecznej osady portowej.
Nocleg w pobliżu New London a następnie przejazd do New Haven - zobaczyć kolejny słynny uniwersytet - Yale. Odwiedziliśmy też fabrykę/muzeum słodyczy PEZ.
W Nowym Jorku mieszkamy na Manhattanie, tuż obok Times Square. Jest bardzo energetycznie. Dużo ludzi, dużo się dzieje, jest głośno. Zdecydowanie jest co tam robić, jest mnóstwo ciekawych miejsc do odwiedzenia. Samo doświadczanie tłumów z ludźmi ze wszystkich stron świata jest ciekawym doświadczeniem.
Wizyta na Empire State Building jest konieczna - zarówno dla historii powstania tego budynku jak i dla widoków na cały Manhattan. Oprócz tego rejs, by zobaczyć Statuę Wolności oraz długi spacer po Central Parku - to także punkty obowiązkowe na trasie zwiedzania. Wizyta w Chinatown i muzeum sztuki nowoczesnej MOMA dopełniają atrakcji.
Z Nowego Jorku mieliśmy odlecieć wieczorem do Kanady, ale z uwagi na huragan odwołano wszystkie loty z naszego lotniska. Lot przełożono nam na 2.5 dnia później, więc wypożyczyliśmy samochód i odwiedziliśmy dodatkowo Filadelfię z jej historią powstania państwa amerykańskiego oraz cypel Gateway National Recreation Area.
Po przylocie do Halifaxu wypożyczamy kampera. Typowy amerykański kamper - duży, przestronny w środku, ale strasznie głośny przy większej prędkości i pali jak smok. Na pierwszym tankowaniu się zdziwiłem, gdy wlałem do niego 150l naraz. Z uwagi na odwołany lot z NY mamy mniej czasu w kamperze i musimy nieco skrócić planowaną trasę. Zaczynamy od St Andrews, gdzie płyniemy szybkim wielkim pontonem na oglądanie wielorybów. Jest ich tu dużo z uwagi na specyficzne mieszanie się ciepłych i zimnych wód w zatoce Fundy, co wielorybom bardzo odpowiada. Na wyprawę dostajemy ciepłe wodoodporne ubrania (os stóp do głów), które bardzo się przydają na silnym wietrze. Widzimy kilka wielorybów, psikających wodę w górę. Raz czy dwa udaje się też zobaczyć wielką płetwę wieloryba, gdy tez zanurza się na dno.
Następnie jedziemy do Fundy National Park, gdzie mamy miejsce na kempingu. W Hopewell Rocks podziwiamy największe na świecie przypływy morza - osiągają codziennie wysokość 16m. Gdy przyjeżdżamy rano, możemy chodzić po dnie morza, obserwować wielkie skały z dołu. Po 3h przerwy na ugotowanie obiadu w kamperze i spacer, te same skały są zanurzone w wodzie. Bardzo ciekawy widok.
Jedziemy także do miasta Moncton, gdzie czekamy nad rzeką na falę wsteczna. Ogromne przypływy wtłaczają wodę morską do rzeki, kilkudziesięciocentymetrową falę wsteczną na rzece widać bardzo wyraźnie, mimo tego że Moncton jest oddalona od morza o 35 km. W Moncton jest też miejsce ze świetną iluzją optyczną. Jest droga, gdzie samochód jedzie sam na luzie, z wyłączonym silnikiem, mimo że wydaje się, że droga wiedzie pod górę. Naprawdę robi wrażenie.
W kolejnych dniach odwiedzamy także Joggins Fossil Centre oraz mamy nocleg na przepięknie położonym kempingu, tuż nad morzem w okolicy Parrsboro. Następnie powrót do Halifaxu, zwrot kampera i lot do Toronto.
W okolicy Toronto obowiązkowym punktem programu jest wycieczka nad Niagarę. Po stronie kanadyjskiej jest trochę mniej ludzi, a widok tej masy wody robi wielkie wrażenie. W drodze powrotnej zatrzymujemy się w Grinsby, gdzie nad morzem jest dzielnica bardzo kolorowych, ładnych domów letniskowych.
W okolicy Toronto świetną atrakcją jest też kupiona wcześniej wycieczka na linię produkcyjną fabryki Toyoty. Robi to na mnie ogromne wrażenie. Setki ludzi i robotów pracujących razem, ogromna skala przedsięwzięcia, skomplikowanie wielu współpracujących ze sobą elementów fabryki oraz wszędzie obecna i kultywowana kultura Lean składają się na tez obraz. Jeździmy po całej, działającej fabryce takim małym a'la Melexem.
W okolicy Toronto jedziemy też zwiedzić największą w Ameryce Północnej elektrownie atomową - Bruce Power. Teren jest ogromny, kilometry dróg wewnętrznych, ale wycieczka jest autobusem i nie można nigdzie wysiadać.
Na koniec atrakcja dla dzieci - park rozrywki Canadas Wonderland.