www.pyrkiwpodrozy.com. Wszelkie prawa zastrzeżone.
pyrkiwpodrozy.com
W 2020 roku trudno o plany wakacyjne. Pandemia COVID-19 powoduje, że trudno cokolwiek zaplanować z wyprzedzeniem, nie da się też polecieć nigdzie poza Europę. Stwierdziliśmy więc, że najlepszym sposobem na wakacje w tym czasie będzie wypożyczenie kampera. Okazało się to strzałem w dziesiątkę. Myśleliśmy że z trójką małych dzieci na pokładzie, przez 3 tygodnie w ciasnym wnętrzu może być ciężko. Planowaliśmy, że może wypożyczymy jakiś domek na kempingu w połowie trasy dla odmiany. Rzeczywistość okazała się znacznie lepsza - w drodze powrotnej do Polski wszyscy zgodnie stwierdziliśmy, że moglibyśmy jeździć jeszcze z miesiąc :)
W ramach planowania przygotowaliśmy duże zapasy jedzenia i finalnie przeprowadziliśmy się do kampera pod naszym blokiem :)
Ruszamy z Warszawy koło południa. 2-letni Krzyś śpi w drodze i z małą przerwą udaje się dojechać aż do granicy w Zgorzelcu. Tam robimy dłuższą przerwę na zwiedzanie miasteczka po niemieckiem stronie. Atrakcją dla dzieci jest przechodzenie mostem pieszym pomiędzy dwoma krajami, tam i z powrotem :) Wieczorem robimy na parkingu kolacje, dzieci po myciu ubierają się w piżamy i możemy jechać dalej. Wykorzystując to, ze dzieci poszły spać udaje się dojechać do 2giej w nocy aż w okolice Hof. Tam parkujemy na jednym z wielu w Niemczech bezpłatnym parkingu dla kamperów. Rano korzystamy z lokalnej wiejskiej piekarni :)
Po raz pierwszy korzystamy z dwóch bardzo przydatnych aplikacji. Camp4Night pozwala skutecznie znajdować kempingi, parkingi dedykowane dla kamperów oraz wszelkie miejsca, gdzie można kamperem spędzić noc (płatnie lub bezpłatnie). Druga aplikacja - Truma - pozwala łatwo i skutecznie wypoziomować kampera - okazało się to dosyć istotne dla komfortu snu :)
Zwiedzanie zaczynamy od Norymbergi. Znajdujemy parking odpowiedni dla kamperów na obrzeżach starówki i idziemy zwiedzać - między innymi fajnie przygotowane muzeum transportu. Jednak głównym powodem wizytu w Norymberdze jest park rozrywki położony tuż pod Norymbergą - Playmobil FunPark. Nocujemy na parkingu wzdłuż ulicy tuż przed wejściem do parku - aby rano być u bram już przed otwarciem.
W parku są zamki, tratwy, dojenie krów czy jazda na małych samochodzikach - wszystko w tematyce ludzików Playmobil. Dzieciom bardzo się podoba. Jest to atrakcja raczej dla młodszych dzieci, nie ma tam żadnych rollercoasterów czy podobnych atrakcji.
Po atrakcjach typowo dla dzieci pora na trochę zwiedzania. Odwiedzamy 2 piękne, bardzo ładnie zachowane miasteczka - Rothenburg ob der Tauber i Dinkelsbühl. Oba bardzo nam się podobają, są bardzo zadbane i klimatyczne.
Następny cel to fabryka Porsche pod Stuttgartem. Z uwagi na epidemię nie można zwiedzać samej fabryki i zobaczyć linii produkcyjnych, ale można obejrzeć świetne muzeum. Są tam wszelkie modele od najstarszych, poprzez różne limitowane i koncepcyjne wersje po najnowsze auta. Super wygląda rząd 911-ek pokazany od najstarszego do obecnego - widać że przez kilkadziesiąt lat kolejnych generacji udało się zachować oryginalny styl. Jeden z samochodów jest przeznaczony do tego, by wszyscy do niego wsiadali, ale najmłodszy Krzyś dostaje specjalne pozwolenie na "kierowanie" specjalną wersją wyścigową :) Dla fanów motoryzacji - bardzo fajne miejsce.
Ze Stuttgartu jedziemy na południe. Chcieliśmy obejrzeć fabrykę czekolad Ritter Sport - niestety w pandemii nie można jej zwiedzać, ale w firmowym sklepie dostępne są wszelkie możliwe smaki Rittersportów - kupujemy zapas na dalszą podróż :)
W drodze na południe zatrzymujemy się jeszcze przy zamku Hohenzollern. Jego lokalizacja robi bardzo duże wrażenie - duży zamek na szczycie samotnej, wysokiej góry. Dzięki temu widoczny jest z wielu kilometrów. Do zamku trzeba podejść piechotą na tą wysoką górę, ale warto, bo sam zamek jest bardzo ładny no i z góry są świetne widoki na okolice.
Na sam koniec podróży po Niemczech jedziemy nad Morze Bodeńskie. Jest to jedyne miejsce, gdzie mamy kłopot ze znalezieniem miejsca na kempingu - wszystko jest pozajmowane. Po dłuższych poszukiwaniach w końcu się jednak udaje. W okolicy oprócz samego jeziora oglądamy także wyspę - ogród - Insel Mainau. Tą atrakcję zdecydowanie polecamy - jedna z fajniejszych rzeczy na południu Niemiec. Cała wyspa jest zamieniona w jeden ogromny ogród botaniczny, z różnymi strefami tematycznymi. Rosną tam nawet ogromne sekwoje!
Zwiedzanie Szwajcarii zaczynamy od ładnego małego miasteczka Stein am Rhein a następnie jedziemy nad wodospad na Renie - Rhine Falls.
Jest to największy pod względem przepływu wodospad Europy. Ogromne masy wody i huk rzeczywiście robią wrażenie. Oglądamy go z góry i z dołu - z pokładu łódki, która podpływa blisko wodospadu.
Po noclegu na parkingu, w małym miasteczku Küssnacht tuż nad brzegiem jeziora (super nocleg!) jedziemy do fabryki czekolady :) Jako że Szwajcaria słynie z czekolady, postanowiliśmy zobaczyć jak się ją robi właśnie tu. Wybór padł na małą lokalną fabrykę - Aeschbach Chocolatier AG. Był to strzał w dziesiątkę :) Na górze zwiedza się świetnie zrobioną trasę, gdzie wyjaśniony jest cały proces produkcji różnego rodzaju czekolad, można też zrobić własną unikalną czekoladę. No i można się najeść czekolady bez limitu :) Na dole przez szyby widać faktyczną produkcję, pracowników przy pracy i linie produkcyjne.
Dalej jedziemy do Interlaken - miejscowości położonej nad dwoma alpejskimi jeziorami. Tam po raz pierwszy korzystamy z naszych rowerów i jeździmy po okolicy. Wjeżdżamy też na szczyt Shilthorn - 2970 npm, ze wspaniałymi widokami oraz obrotową restauracją u góry.
Na koniec jedziemy mniejszymi drogami przez Alpy w stronę Włoch. W pewnym momencie okazało się, że Google Maps zaprowadził nas w dziwne miejsce, jakiś parking. Okazało się że jest to dworzec kolejowy i najlepszą opcją na przejechani kolejnego odcinka wysokich Alp jest załadowanie samochodu na specjalny pociąg, który przewozi je tunelem do miejscowości po drugiej strony gór :) Niezła niespodzianka, ale też bardzo fajna przygoda.
Na koniec nocujemy jeszcze w Locarno i zmierzamy w kierunku Włoch.
We Włoszech naszym głównym celem jest jezioro Garda. Spędzamy tam kilka dni, nocując na 3 różnych kempingach. Jest mało turystów, więc możemy wybierać kempingi tuż nad wodę bez wcześniejszej rezerwacji. Zaczynamy od zachodu, a póżniej jadąc na północ korzystamy z jednej z najpiękniejszych tras rowerowych na świecie - trasa zaczyna się w Limone sul Garda, biegnie częściowo na pomostach zawieszonych wysoko nad taflą jeziora. Bardzo polecamy :) W Riva del Garda na północy także korzystamy ze świetnych tras rowerowych, odpoczywamy i zwiedzamy okolicę. Kolejka na Monte Baldo jest kolejną atrakcją, jest stamtąd świetny widok na jezioro. Na koniec jedziemy do Peschiera del Garda, na ogromny kemping Bella Italia - ma kilka basenów, kilka zjeżdżalni, kilka restauracji a nawet fryzjera :)
W ostatnich dniach naszej wyprawy jedziemy jeszcze do Wenecji. Jest tak mało turystów, że plac św. Marka z góry wydaje się całkowicie pusty :) Płyniemy też gondolą w czasie drzemki Krzysia - po prostu przenosimy wózek ze śpiącym Krzysiem do gondoli. Budzi się już na lądzie, godzinę później :) We Włoszech zajeżdżamy jeszcze do Triestu, aby odwiedzić jedną z największych udostępnionych do zwiedzania jaskiń na świecie - Grotta Gigante.
W drodze powrotnej do Polski zatrzymujemy się jeszcze w Austrii. Chodzi głównie o przerwę w długiej podróży, ale też o atrakcję dla dzieci. Naszym celem jest park rozrywki Familypark Neusiedlersee - w tematyce wiejskiej, trochę bajkowej. Najfaniejszy jest moment, gdy 2-letni Krzyś może sam kierować prawdziwym traktorem :)