www.pyrkiwpodrozy.com. Wszelkie prawa zastrzeżone.
pyrkiwpodrozy.com
Nasza trasa wyglądała następująco : Dubaj - Al Ain - Abu Dhabi - Muscat - Sur - Ras Al Haad - Ibra - Sinaw - Nizwa - Seeb.
Muscat to nietypowe miasto, złożony z kilku niezależnych miasteczek podzielonych wysokimi górami. W Omanie jest dużo mniej turystów niż w Emiratach, mniej jest także imigrantów. Omańczycy są przyjaźni, ubierają się w tradycyjne stroje, dzięki czemu jest klimatycznie.Bardzo odradzam próbowanie shake'a daktylowego - to chyba najsłodsza rzecz, jaką piłem w życiu :)
Z Muscatu jedziemy do Wadi Shab - wąwozu, w którym płynie rzeka. Przyjemna godzinna przechadzka, ładne widoki. Dalej zmierzamy do Sur, tam nocleg i przejazd do Ras Al Haad, aby wieczorem pojechać na oglądanie żółwi. Żółwie, które składają jajka na plaży w Ras Al Jinz to jedna z głównych atrakcji Omanu, na pewno warto zobaczyć. Ciekawostką jest to, że o płci zółwia który wykluwa się z jajka decyduje temperatura piasku.
Do małych miasteczek Ibra i Sinaw jedziemy tylko na bazary, które odbywają się tam rano. Bazary są bardzo klimatyczne, bardzo autentyczne. Widać, że przyjeżdzają na nie mieszkańcy okolicznych wiosek, także Beduini z pustyni. Najfajniejsi są dziadkowie, którzy z wielkim zainteresowaniem bawią się starymi pistoletamiPoza bazarami w tych miasteczkach raczej nie ma wiele do roboty. Po drodze wchodzimy także za skrawek wielkiej piaszczystej pustyni - taka wielka piaskownica dla Alicji.
Miasto dosyć turystyczne, w niektórych hotelach nie ma nawet miejsc. Ciekawy jest fort oraz atrakcje w okolicy. Jedziemy w okolice Jebel Shams, zobaczyć prawdziwe góry - widoki fajne, ale góry bardzo surowe, nieprzystępne. Na koniec jedziemy w okolice Muscatu, nad morze, do miejscowości Seeb, ostatni dzień spędzając na plaży.
W obu krajach warto wypożyczyć samochód - benzyna jest bardzo tania (ok. 1,1 pln/litr) a drogi świetnej jakości. Jedzenie jest łatwo dostępne - sporo jest knajp hinduskich, gdzie ceny nie są mocno wygórowane. Największym kosztem w obu przypadkach są noclegi - po prostu nie ma tanich hoteli.