www.pyrkiwpodrozy.com. Wszelkie prawa zastrzeżone.

pyrkiwpodrozy.com

Powrót do Relacji

yprawa w 100 dni dookoła świata VI-X 2005

Galeria zdjęć:

 

Relacja:

 

Kambodża

Przelicznik walut: 1 zl = 1200 rieli Koszt: 19$/dzień/osoba

W drodze do Kambodży

W hotelu zamawiamy transport do granicy z Kambodżą (4$/os.). W drodze starą rikszą do granicy zajeżdżamy zobaczyć największy - pod względem przepływu wodospad w Azji. Droga do granicy jest chyba najciekawsza jaką kiedykolwiek widzieliśmy. Około 4 km jedziemy wertepami przez las, mijając uzbrojone grupki. Celnicy po stronie Laosu żądają 2$ za pieczątkę, w Kambodży kosztuje ona już 3$. Za przepłynięcie rzeki oddzielającej te dwa kraje płacimy 2$ za łódkę. Mekong jest jedyną drogą do najbliższego większego miasta - Stung Treng. Pływają tam tylko tzw. speed boat, za które inkasują 40$.Dzisiejszy dzień jest chyba dniem największych wydatków, a okazuje się, że to jeszcze nie koniec. Aby wydostać się z Stung Treng musimy wziąć taksówkę do miejscowości oddalonej o ok. 150 km. Płacimy 25$ za tył Toyoty Camry (według tutejszych standardów to 4 miejsca). Z przodu siedzi kierowca plus trzech pasażerów. Jesteśmy pełni podziwu jak oni się mieszczą. Kierowca prowadzi mając głowę przed samą szybą, gdyby nie automatyczna skrzynia biegów jazda byłaby chyba niemożliwa. Droga, którą jedziemy potwierdza tylko, że kambodżańskie drogi są najgorsze na świecie. Jedziemy piaszczystą pełną dołków trasą, nie ma szans by pokonał ją autobus jest bowiem bardzo dużo wąskich mostków. Kierowca mimo tragicznej drogi jedzie bardzo szybko więc do Kratie docieramy wcześniej.

 

Kratie

Na miejscu okazuje się, że jedyny autobus do stolicy odjeżdża o 7.15 (jest 15). Nie pozostaje nic innego jak spędzić tu noc. Proponują nam taksówkę do stolicy (30$) jednak nie zależy nam bardzo na czasie i postanawiamy poczekać na ranny autobus. Zaczynamy poszukiwania noclegu. Hoteli jest sporo a ceny bardzo niskie. Dzięki dużej konkurencji lądujemy w najlepszym jak dotąd, prawie luksusowym hotelu (2,5$/pokój). Pocieszające zwłaszcza po wcześniejszych dużych wydatkach. Rano dzięki temu, że kupiliśmy bilet u pośrednika (5$ z czego 0,5$ prowizji dla niego) autobus do Phnom Pehn podjeżdża pod nasz hotel.

 

Phnom Penh

Droga do stolicy bardzo się nam dłuży. Radek trochę choruje (problemy z żołądkiem). W autobusie (5 $) katują nas przez calą drogę jakimś tutejszym serialem komediowym, siedzimy pod samym głośnikiem i mamy serdecznie dosyć wrzasków aktorów. Po ponad 6 godzinach (ok. 200 km) docieramy na miejsce i lokujemy się w jednym z wielu polożonych nad jeziorem hoteli (1 $/os). Kolejny dzień upływa nam na zwiedzaniu głównych zabytków - Pałacu Królewskiego i Srebrnej Pagody. Włóczymy się także po bazarach pełnych podróbek zegarków, ubrań i wszystkiego co się da podrobić. W ostatnim dniu pobytu w Phnom Penh zwiedzamy miejsca związane z reżimem Czerwonych Khmerow - więzienie Tuol Sleng i Pola śmierci. Z Kambodżą będą nam się kojarzyły pyszne kanapki i ich sprzedawca - najmilszy i najweselszy człowiek spotkany w tym kraju (chwilami zastanawiamy się czy nie jest pod wpływem happy happy pizza). Ponieważ jesteśmy jego stałymi klientami, podczas pobytu w stolicy, na pożegnanie dostajemy najsłodszą papaję jaką kiedykolwiek jedliśmy.

 

Kompong Thom

Czytamy w przewodniku, że jeśli ktoś chce poznać prawdziwą Kambodżę powinien zostać tu dłużej niż na lunch. Tak też postanawiamy zrobić. Kupujemy bilet do Siem Reap (3,5$) z zaznaczeniem, że na nocleg zostajemy w Khompong Thom. Około południa jesteśmy na miejscu. Zostawiamy rzeczy w hotelu i idziemy "odkrywać" prawdziwą Kambodżę. Rzuca się w oczy, że miasto nie jest nastawione na turystów, na palcach jednej ręki można policzyć restauracje z angielskim menu oraz osoby znające ten język. Jak zawsze w takich sytuacjach pozostaje nam język migowy. Wieczór spędzamy w restauracji, w której gra zespół. Pierwszy raz mamy okazję posłuchać wykonawców na żywo, do tej pory przymusowo oglądaliśmy teledyski w autobusach. Repertuar jest dosyć monotonny - prawie wszystkie piosenki są bardzo wolne i ckliwe. Muszą chyba być o nieszczęśliwej miłości.

 

Siem Reap

Wybitnie turystyczne miasto ze względu na bliskość świątyń/ruin Angkoru - głównej atrakcji turystycznej Kambodży. Dużą popularność tego miejsca odczuwamy po cenie hotelu 5$ (500m od głównego bazaru), który znajdujemy w bardzo bocznej uliczce. Bierzemy tuk-tuka aby pojechać na zachód Słońca do Angkor Wat (11$ za zachód + następny dzień zwiedzania pobliskich świątyń od wschodu Słońca). Jest pochmurno, ale mamy nadzieję, że choć trochę się przejaśni. Nic z tego - nie jest nam dane oglądanie ruin głównej świątyni w blasku zachodzącego Słońca. Następnego dnia odjeżdżamy o 4.30 spod hotelu. Jest jeszcze ciemno kiedy jako jedni z pierwszych docieramy do ruin. Szybko jednak robi się tłoczno. Wschód, podobnie jak zachód, też nie jest wymarzony - niebo pokryte jest chmurami. Tego długiego dnia zwiedzamy Angkor Wat, Angkor Thom ze wspaniałym Bayonem, Preah Khan oraz zostawioną na pastwę dżungli Ta Prohm. Całkiem sprawnie idzie nam zwiedzanie khmerskich ruin, decydujemy się więc pojechać tego samego dnia do oddalonej o 16 km fermę jedwabników (riksza dodatkowe 2$, wstęp i przewodnik za darmo). Przyglądamy się jak krok po kroku powstaje jedwab. Wycieczka godna polecenia.Decydujemy, że następnego dnia wracamy do Tajlandii. Skracamy swój pobyt w Kambodży, ponieważ zrobiła ona na nas najmniej korzystne wrażenie z 3 odwiedzonych do tej pory krajów.Drogę do granicy zapamiętamy chyba na zawsze. Odcinek 150 km pokonujemy w 7 godzin. Tak, to jest możliwe. Droga w większej mierze była piaszczysta ze sporymi dziurami, a jak już pojawiał się asfalt, to miał tak ogromne dziury, że baliśmy się żeby nasz mini autobus się nie przewrócił na bok, albo "zgubił" koła. Istniała jeszcze obawa zakopania się we wszechobecnym błocie. Jakoś jednak dotarliśmy do długo wyczekiwanej przez nas granicy.

 

Przejdź ponownie do relacji z Tajlandii:

 

07 maja 2018
2005 [RoundTheWorld] Kambodza